Gdyby było cokolwiek niezgodnego z prawem, dlaczego Jarosław Kaczyński namawiał na skierowanie sprawy do sądu i sam chciał w sądzie wystąpić?
Jarosław Kaczyński to kuty na cztery nogi biznesman. Stworzył potężne biznesowe zaplecze partii. Chce budować wieżowce warte miliardy. A jednocześnie mówi, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy, a wręcz nie wolno. To nadbudowa towarzysząca „bombie” „Gazety Wyborczej” i Romana Giertycha, a przekazywana przez polityków opozycji oraz jej media. Z nagrań publikowanych przez „GW” wynika, że Jarosław Kaczyński jest absolutnym legalistą: chce, aby na wszystko były dokumenty albo sprawy sporne ma rozstrzygnąć sąd. Tu nie można się do niczego przyczepić, więc powstały wielkie konstrukcje, jak to prezes PiS jest jednocześnie biznesmanem i politykiem. Platforma Obywatelska i Teraz Ryszarda Petru bardzo się wzmogły, składając do prokuratury doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Konstrukcja jest absolutnie karkołomna, ale ma robić wrażenie. Jak to naprawdę jest z biznesmanem Kaczyńskim i miliardami na zapleczu PiS?
Jarosław Kaczyński jest współfundatorem fundacji Instytut im. Lecha Kaczyńskiego oraz zasiada w radzie nadzorczej tej instytucji. Instytut ma kultywować pamięć po tragicznie zmarłym prezydencie RP, dbać o jego dziedzictwo, utrwalać i rozwijać myśl Lecha Kaczyńskiego. Instytut jest większościowym udziałowcem spółki Srebrna. Prezes PiS nie czerpie z tego żadnych korzyści. Posłowie Marcin Kierwiński, Krzysztof Brejza i Cezary Tomczyk na specjalnej konferencji prasowej nie tylko się bardzo wzmogli, ale też zarzucili Jarosławowi Kaczyńskiemu, że ma ukryty majątek i dochody, na co oczywiście nie przedstawili żadnego dowodu, choć wymachiwali pismami do prokuratury. A skoro Kaczyński miałby jakiś dodatkowy majątek i takież dochody, dlaczego zaciągałby pożyczki na leczenie chorej matki, które do dziś spłaca? I dlaczego przez lata, także wtedy, gdy PiS sprawowało władzę, miał kłopoty finansowe? A nie ma ich bardzo wielu polityków szczebla centralnego i samorządowego, osiągających podobne dochody jak prezes PiS. A nawet niektórzy zgromadzili spory majątek, którego nie dałoby się zgromadzić nie wydając ani grosza z oficjalnych zarobków.
Spółka Srebrna jest normalnym podmiotem gospodarczym, mającym swój zarząd i radę nadzorczą. I swoją autonomię. Związki Jarosława Kaczyńskiego z tą spółką wynikają z prostego faktu, że jest w radzie nadzorczej większościowego właściciela, czyli fundacji Instytut im. Lecha Kaczyńskiego. Jeśli w planowanym wieżowcu miała się znaleźć siedziba instytutu, czyli także ta część, która kultywowałaby pamięć po Lechu Kaczyńskim oraz była centrum różnych przedsięwzięć naukowych związanych z jego myślą i dorobkiem, jest oczywiste, że jego brat się tym przedsięwzięciem interesował. W nagranych rozmowach występował jako arbiter, a forma „my” czy „ja” wynikała z tego, że przecież musiał być informowany o planach inwestycji bezpośrednio dotyczących Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, który współfundował i w którego radzie nadzorczej zasiada.
Opowieści o finansowym zapleczu PiS w postaci Srebrnej to czysta fantazja, bo nawet jeśli założyć, iż Srebrna jest powiązana z ludźmi bliskimi PiS, w żaden sposób nie może finansować partii ani jej kampanii wyborczych. I takiego finansowania nigdy nie było, bo byłoby to po prostu nielegalne. Partia i komitet wyborczy składają szczegółowe sprawozdania i tam nie ma ani złotówki, która ze Srebrnej przepłynęłaby na PiS bądź kampanie wyborcze tej partii. Sam Jarosław Kaczyński też nie korzysta z pieniędzy Srebrnej, bo tego nie może jako poseł zawodowy, a poza tym nigdy nie był tym zainteresowany. Także mówienie o miliardach złotych Srebrnej to opowieści z mchu i paproci. To, że spółka byłaby inwestorem bądź współinwestorem nie oznacza żadnych miliardów, bo inwestycja warta ponad miliard złotych musiałaby mieć kredytowanie, a kredyt byłby przez lata spłacany. Pewnie w odległej przyszłości byłyby jakieś niezłe dochody z takiej inwestycji, ale żadną miarą miliardowe. To tylko efektowne figury retoryczne niemające nic wspólnego z realiami. I nie byłyby to dochody PiS, a tym bardziej Jarosława Kaczyńskiego.
Bycie przez polityków fundatorami bądź członkami rad nadzorczych fundacji nie jest nielegalne i politycy takie funkcje pełnią. A członkowie rad nadzorczych są od tego, żeby kontrolować zarządy oraz ich działania. Jarosław Kaczyński właśnie w takiej roli na nagraniach występuje. Gdzie tu powoływanie się na wpływy czy wywieranie nacisków? Gdyby było tu cokolwiek niezgodnego z prawem, dlaczego Jarosław Kaczyński namawiał na skierowanie sprawy do sądu i sam chciał w sądzie wystąpić? Przecież sąd w pierwszej kolejności ustala, w jakim charakterze miałby Jarosław Kaczyński świadczyć przed sądem? I byłaby to oczywiście funkcja członka rady nadzorczej fundacji Instytut im. Lecha Kaczyńskiego, a nie prezesa PiS czy polityka. Absurdalne zarzuty polityków i mediów opozycji, z doniesieniami do prokuratury włącznie, są może efektowne, tylko nie mają nic wspólnego z obowiązującym w Polsce prawem. A wręcz są z punktu widzenia prawa kuriozalne.
autor: Stanisław Janecki
Publicysta tygodnika “Sieci”.
Artykuł ze strony https://wpolityce.pl/polityka/431624-za-zarzutami-wobec-prezesa-pis-stoi-ignorancja-prawna