NASZ WYWIAD. Prof. Nowak: Wybory muszą odbyć się najpóźniej do 23 maja. W przeciwnym razie Polska zostanie bez głowy państwa

„Ta część opozycji, która jest gotowa grać losem wspólnoty politycznej polskiej, byle tylko zniszczyć obecną władzę ma jasno wyznaczony cel – stworzenie maksymalnego chaosu” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Andrzej Nowak.

wPolityce.pl: Czy wybory prezydenckie muszą odbyć się w maju? Czy nie można byłoby ich odroczyć? Jakie konsekwencje miałoby ich odroczenie?

Prof. Andrzej Nowak: Odpowiedź jest prosta – nie przewiduje Konstytucja innej możliwości niż przeprowadzenie wyborów w terminie najpóźniejszym do 23 maja. Nie przewidziała po prostu Konstytucja takiej sytuacji, jak obecna. Jeśli by tak jak proponuje opozycja wprowadzić stan nadzwyczajny, a można go oczywiście ogłosić na minimum 30 dni – tak stanowi prawo – wówczas wybory prezydenckie również zgodnie z literą prawa można by przeprowadzić najwcześniej w końcu sierpnia. A to oznacza, że prezydenta moglibyśmy w takim scenariuszu, jak proponuje opozycja, uzyskać dopiero w połowie września. Tymczasem kadencja prezydenta RP upływa 6 sierpnia. W związku z tym między 6 sierpnia, a połową września Rzeczpospolita Polska nie miała by legalnego prezydenta. Nie przewiduje Konstytucja w ogóle takiej możliwości, by w tym czasie zastępował go czy to marszałek Sejmu, czy ktoś inny. Po prostu nie przewidziała Konstytucja takiej sytuacji.

Abstrahując od konsekwencji ekonomicznych takiego stanu rzeczy, jak wprowadzenie ustawodawstwa o stanie nadzwyczajnym i związane z tym odszkodowania, które należałoby wypłacić firmom, zwłaszcza wielkim firmom zachodnim, które na pewno by z tego skwapliwie skorzystały, powstaje ten zasadniczy problem prawny istnienia Rzeczpospolitej bez głowy. Prezydent nie jest tylko od przecinania wstęg, ale od bardzo ważnych decyzji, bez których żadne prawo w Polsce nie może stać się prawem. To jest po prostu jego funkcja. Opozycja jasno powiedziała, że nie uznaje tego prezydenta, że delegitymizuje jego władzę, że po prostu zrywa z systemem demokratycznym w Polsce, że nie chce uznania tego prezydenta, a więc tym bardziej nie zechce uznać jego władzy w momencie, kiedy ta władza w istocie nie będzie legalną między 6 sierpnia, a połową września najwcześniej. To powoduje, że wybory, po to, ażeby zapewnić ciągłość państwa polskiego, możliwość podejmowania decyzji, które są ważne dla nas wszystkich, muszą odbyć się najpóźniej do 23 maja.

Jedyną legalną alternatywą, która mogłaby sprawić, że ten problem zostałby odsunięty, była propozycja byłego wicepremiera Gowina. Wymaga ona jednakże współpracy opozycji z ugrupowaniem rządzącym – jednorazowa zmiana Konstytucji, możliwa tylko wspólnymi głosami opozycji, jej największej partii, czyli Koalicji Obywatelskiej, i Prawa i Sprawiedliwości, która przesunęłaby wybory na za dwa lata. A jak wiadomo, zgadzają się w tej sprawie w ogromnej większości wirusolodzy, że można spodziewać się, że za dwa lata już raczej pandemii nie powinno być z nami. Bardzo duża część wirusologów mówi, że za rok niestety jeszcze pandemia może w takiej, czy innej formie oddziaływać na nasze życie. A zatem ta najbardziej prawdopodobna data, to kiedy już kłopot związany z pandemią nie będzie wpływał na nasze życie. Za dwa lata, jako data, w której można by przeprowadzić na pewno niekwestionowanie bezpieczne wybory, i jednocześnie wskazanie przedłużenia w związku z tym uznanej przez wszystkie strony dzisiejszego podziału politycznego w Polsce obecnego prezydenta Andrzeja Dudy, jego władzy, jeszcze przez te dwa lata w zamian za rezygnację przez niego z możliwości reelekcji. Przypomnijmy, że według wszystkich sondaży jest to zdecydowanie w tej chwili najpopularniejszy kandydat, a zatem ma największe szanse na reelekcję. Ale rezygnowałby z niej, a więc jest to coś za coś – bardzo duże ustępstwo ze strony obecnego prezydenta: możliwość jednorazowego przedłużenia jego władzy o dwa lata i ustabilizowania w ten sposób systemu politycznego w Polsce. PiS niechętnie, ale poparł to rozwiązanie. Opozycja powiedziała jasno: nie. Opozycja zatem wyraźnie zadeklarowała, że chce zniszczyć system demokratyczny w Polsce, chce zniszczyć państwo polskie.

W tym momencie pojawia się pytanie, na ile jest prawdopodobny scenariusz, że opozycja będzie próbowała z pomocą zagranicy przejąć w Polsce władzę niekoniecznie demokratycznymi metodami. W końcu tak jak Pan Profesor powiedział, pokazali jaki stosunek mają i do woli narodu, i do obowiązującego prawa, w tym do Konstytucji?

Sądzę, że sformułowanie „niekoniecznie demokratyczną drogą” jest nieprecyzyjne. Koniecznie niedemokratyczną drogą chce opozycja przejąć tę władzę. Koniecznie niedemokratyczną, a więc nie za pomocą wyborów, tylko za pomocą zakwestionowania demokratycznej legitymacji zarówno tej partii, która w tej chwili rządzi w Polsce, bo ona wygrała wybory i trudno temu przeczyć, odbywające się w normalnych warunkach, jak też chce zaprzeczyć mandatowi uzyskanemu również demokratyczną drogą przez obecnego prezydenta oraz wszystkim sondażom, które jasno wskazują, że cieszy się on wielokrotnie większą popularnością niż każdy z kandydatów opozycyjnych. Tu akurat zgodność wszystkich sondaży jest jednoznaczna – mniej więcej trzy razy bardziej popularny jest obecny prezydent od któregokolwiek z kontrkandydatów. I wobec takiego stanu rzeczy opozycja mówi: nie, nie ma prawa ten człowiek sprawować dalej władzy, nie ma prawa ta partia, która sprawuje władzę utrzymać się przy władzy. My mamy rację. Popiera nas środowisko medialne dominujące na Zachodzie, popierają nas najsilniejsze państwa Europy Zachodniej. My mamy w ten sposób legitymację do sprawowania władzy.

Czy opozycja byłaby skłonna oddać część władzy w Polsce w ręce zagraniczne tylko po to, żeby wrócić na świeczniki urzędów państwowych?

Chyba nie tak bym to sformułował. Opozycja całym swoim działaniem już od kilku lat opiera się, zgodnie z tym zawołaniem „ulica i zagranica”. Teraz, kiedy „ulica” w ogóle nie działa i to nie tylko ze względu na koronawirusa, ale już od wielu, wielu miesięcy wcześniej, przed koronawirusem widać było, że to poparcie w manifestacjach ulicznych staje się coraz bardziej wątłe, postawiła na nacisk instytucji i państw oraz wpływowych lobby poza Polską, które „wiedzą lepiej”, jak urządzić życie w Polsce niż obywatele Rzeczpospolitej. Na tym polega ta strategia i oczywiście nie ma ona nic wspólnego z demokracją. Ma ona za to bardzo wiele wspólnego z uznaniem kolonialnej zależności Polski od silniejszych ośrodków zewnętrznych. Ta mentalność postkolonialna jest odzwierciedlona dokładnie w systemie działania dużej części wpływowych polityków opozycji, a przede wszystkim wspierających je mediów. Mediów w większości zresztą będących własnością zagranicznego, najczęściej niemieckiego kapitału.

Jakby na to nie patrzeć, widmo kryzysu politycznego jest coraz większe. Jakie mogą być konsekwencje takiego kryzysu politycznego w czasach pandemii?

Ta część opozycji, która jest gotowa grać losem wspólnoty politycznej polskiej, byle tylko zniszczyć obecną władzę ma jasno wyznaczony cel – to jest stworzenie maksymalnego chaosu, bo tylko w takim chaosie może liczyć na przejęcie władzy. Myślę, że przed tym chaosem uda się obronić Polskę, bo oczywiście ceną tego chaosu byłoby nasze wspólne nieszczęście.

Za trzy lata będą następne wybory, kiedy opozycja będzie mogła przejąć władzę, ale na drodze demokratycznej, jeśli ten rząd będzie się źle sprawował, jeśli nie poradzi sobie z kryzysem.

Teraz potrzebne jest wspólne radzenie sobie z kryzysem wywołanym przez pandemię, w którym najważniejsze narzędzia do radzenia sobie z tym kryzysem ma rząd, ale opozycja może te narzędzia tępić, psuć, niszczyć ze szkodą dla Polski. I to jest właśnie pytanie, czy jej się to uda? Mam nadzieję, że nie, bo wyraźnie widać, że te działania nie zyskują akceptacji społecznej. Większość obywateli najwidoczniej – i to znów wykazują wszystkie sondaże – uważa, że działania obecnej władzy w sprawie kryzysu wydają się słuszne, wydają się zmierzać w dobrym kierunku. I rzeczywiście, wystarczy rozejrzeć się, porównać to, co dzieje się w Polsce w tej chwili w związku z pandemią z tym, co stało się i dzieje się w związku z pandemią w wielu krajach Zachodniej Europy. Widać, że po prostu u nas jest lepiej, władza radzi sobie lepiej z tym problemem. Wystarczy pokazać jedną, najbardziej tragiczną powiedziałbym w wymiarze społeczno-ekonomicznym informację: w Hiszpanii jest w tej chwili 9 mln bezrobotnych, czyli bezrobocie osiąga poziom mniej więcej 40 proc. W Polsce, wiadomo, nie wyjdziemy suchą stopą z tego kryzysu, bo żaden kraj, zwłaszcza w Europie z kryzysu suchą stopą nie wyjdzie, ale wydaje się, że tak jak zresztą kilka innych krajów naszego regionu, jak Czechy, jak Węgry, jak nasi bałtyccy sąsiedzi: Litwa, Łotwa, Estonia, Polska ma szansę wyjść ze stosunkowo najmniejszymi stratami ekonomiczno-społecznymi z tego kryzysu. I to właśnie niepokoi opozycję: a nuż się tej władzy uda, trzeba teraz stworzyć wrażenie chaosu, który pogrąży Polskę, a przy okazji pogrąży tę władzę. Przed tym scenariuszem musimy się bronić.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Wiejak

https://wpolityce.pl/polityka/498629-prof-nowak-wybory-musza-sie-odbyc-najpozniej-do-23-maja