Musimy zacząć rozmawiać o tym, czym jest zdrada swojego kraju
… o totalnej opozycji
wybrane z „Nowe Państwo”
W kulminacyjnym momencie epidemii – związanym z koniecznością uruchamiania gospodarki, z obowiązkiem przeprowadzenia w terminie konstytucyjnym wyborów prezydenckich oraz ciągłego ograniczania transmisji choroby – totalna opozycja uznała, iż nadszedł czas na zorganizowanie Polakom totalnej jatki. Polityka ma – wedle ich planu – ociekać pogardą, manipulacjami i odstręczać.
Nastała odpowiednia pora na króla politycznego szamba…
Donald Tusk wszedł do akcji. Misję ma do bólu przewidywalną – musi zrobić wszystko, by odebrać Polakom prawo wyboru głowy państwa, bo kandydatka jego formacji okazała się groteskowo niekompetentna, i rozchwiać sytuację w państwie, by stało się ono mniej wydolne do realizacji swych powinności. I zdaje się, że w takich zadaniach czuje się on najlepiej, a być może ku nim ma największe predyspozycje. Przez ostatnie lata, mimo ogromnych możliwości działania jako szef RE, nie był w stanie zaproponować nic, co byłoby jego sukcesem, co tworzyłoby wartość dla państw Wspólnoty.
W opiniach publicystów wielu europejskich gazet był nikim. Nieporadnym, bezbarwnym i nic nieznaczącym urzędnikiem, trzymanym na stołku dzięki usłużności wobec największego unijnego kraju. W Polsce nadal postkomunistyczne media ukazują go jak bożyszcze, bo to środowisko nie dorobiło się równie zdemoralizowanego, odartego z najmniejszych patriotycznych odruchów, cynicznego gracza. A takiego potrzebuje. Tusk od lat nie ma Polakom nic do zaproponowania poza chamstwem i destrukcją.
Przed wyborami europejskimi zorganizował prymitywną ustawkę (oklaski W.K.Kamysza !?)obrażającą osoby wierzące, teraz będzie dwoić się i troić, by wywołać w kraju polityczny, a przez to także gospodarczy chaos, zablokować – pierwszy raz od obalenia komunizmu – demokratyczną procedurę wyborczą. Nic innego nie ma do zaproponowania – nawet więcej: nic innego nie potrafi. Aktywność Tuska to kwintesencja postkomunistycznego modelu opozycyjności, którego cel działania sprowadza się wyłącznie do obrony interesów swojej grupy. Dlatego trudno mówić o porozumieniu z opozycją przy realizacji takiego czy innego strategicznego planu dla Polski, bo nie interes kraju jest priorytetem działania ugrupowań tworzących dziś tzw. totalną opozycję. Rzeczpospolita jest ich żerowiskiem, niekiedy narzędziem w realizacji celów, ale nie największą troską.
Nie ulega wątpliwości, iż zgoda części środowisk opozycyjnych na uznanie ciągłości między PRL a III RP musiała skutkować blokadą usuwania z instytucji państwa ludzi budujących swe kariery na umacnianiu dominacji sowieckiej nad naszym państwem.
…z debaty publicznej wyeliminowano niemal zupełnie sprawę zdrady nie tylko w kontekście historycznym, lecz – jak widzimy to wyraźnie od kilku lat – także w bardzo współczesnym.
…nie można powiedzieć, iż ten czy inny polityk dopuszcza się zdrady wobec Rzeczypospolitej, wzywając do ingerencji ze strony instytucji zewnętrznych, to oznacza, że nie można stanąć w obronie niepodległości i suwerenności swojego kraju.
To sytuacja niezwykle groźna i warto w porę uświadomić sobie jej realne konsekwencje.
Dziś TSUE domaga się od rządu RP wyłączenia jednej z izb Sądu Najwyższego. Być może za jakiś czas będzie żądać zablokowania kolejnej.
Czymże zatem jest domaganie się przez polityków tzw. totalnej opozycji takich działań, które w sposób oczywisty uderzają w niezależność naszego państwa?
Czymże innym, jeśli nie zdradą?
Katarzyna Gójska