Sami tego chcieliście, więc nie zasługujecie na współczucie czy pomoc, a zmarnowana przyszłość to tylko jedna z kar za mądrość inaczej.
Należałoby coś powiedzieć tym, którzy 15 października 2023 r. „wybrali przyszłość”. To są różni ludzie, różne motywacje, różne wyobrażenia. Wielu z nich szczerze uważa, że postąpili właściwie – zarówno z perspektywy indywidualnej, własnej rodziny, lokalnej wspólnoty czy wręcz całego narodu. Sporo uważa nawet, że w ten sposób ratują Polskę. Gdy się jednak unieść nad te różne grupy, zbiorczy obraz wygląda dużo gorzej. I wtedy wyłaniają się kontury czegoś, co można uznać za szerszy, bardzo przemyślany plan. Z perspektywy jednostek czy rodzin to może być niezauważalne, tym bardziej gdy w grę wchodzą emocje, a ostatnie wybory były wielokrotnie bardziej emocjonalne niż racjonalne.
Dla wielu plan (obraz), którego sami nie widzą może się wydawać niezrozumiały albo będą się od tego odcinać i zaprzeczać konsekwencjom własnych wyborów. Te konsekwencje jednak obiektywnie istnieją. Dlatego poniższe uwagi mogą się wydać niesprawiedliwe albo dotyczące mniejszości. Ale gdyby stworzyć typ idealny (w sensie Maxa Webera) osób i grup najbardziej zmotywowanych, zideologizowanych i rozemocjonowanych przed, w trakcie i po wyborach, to komunikat, jaki można do nich adresować byłby następujący.
Sami tego chcieliście, więc nie zasługujecie na współczucie czy pomoc, a wasza zmarnowana przyszłość (także przyszłość waszych dzieci) to tylko jedna z wyobrażalnych kar za mądrość inaczej, za masowe wyłączenie rozumu, za zastąpienie własnego myślenia stadnym kopiowaniem całkiem niedorzecznego, fikcyjnego obrazu. To wszystko zostało tak zaplanowane, żebyście byli tylko nawozem historii, choć tak estetycznie obudowane, żeby tego nie było widać i czuć. I może z tego powodu z ochotą się tej roli podjęliście.
Skutki będą jednak opłakane. Już pierwsze reakcje zbiorowych zwycięzców (indywidualnym zwycięzcą jest Prawo i Sprawiedliwość) pokazują, że jeśli istniała jakaś umowa wyborców z Koalicja Obywatelską, Trzecia Drogą czy Nową Lewicą, to już jej nie ma. Już jest wywijanie się z obietnic, znajdowanie pretekstów, żeby to, co miało być robione i jeszcze miało być dobre, uznać za niedobre, niemożliwe, a czasem wręcz niedorzeczne i szkodliwe. Tak się stało zaledwie dobę po wyborach.
Tempo przemiany czy też odwoływania i negowania wszystkiego, co miało być programem realizowanym już następnego dnia po wyborach świadczy o tym, że to wszystko było zaplanowane jako ogromna manipulacja, jako część inżynierii społecznej. A skończyło się stworzeniem swego rodzaju matriksu. Wciągnięci zostali w niego szczególnie młodzi wyborcy. Albo inaczej: nie byli w stanie nie dać się wciągnąć. Idealny matrix to taki, gdzie emocje sięgają szczytów, a wzmożenie moralne te szczyty przekracza. Takie zachowania się kreuje czy wręcz hoduje. I bardzo dba o to, żeby nie było można wznieść się na taki poziom, z którego już widać mechanikę matriksu.
Racjonalnie zanegować osiągnięć lat 2015-2023 się nie dało. Racjonalnie nawet przyszli uczestnicy matriksu widzieli, o ile lepiej im się żyje, ile bardziej państwo o nich dba, jakie mają życiowe szanse. Ale gdy się da wepchnąć w matrix, to, co obiektywne znika. Zupełnie jak w filmie Wachowskich – wtedy jeszcze braci, obecnie już sióstr, a wiele przeskoków jeszcze zapewne przed nami. A nawet te osobiste przeskoki Wachowskich pokazują, że nawet oni, współtwórcy matriksu, nie są w stanie się z niego wydobyć, gdy tylko dostatecznie się w niego zagłębią. Tworzy się bowiem mechanizm samonapędzający i samospełniający się plan.
Nic nie było przed 15 października 2023 r. i w tym dniu zostawione przypadkowi. Inżynieria (polityczna, społeczna, kulturowa, obyczajowa, intelektualna, emocjonalna, moralna oraz estetyczna) skutkowała m.in. wielką falą nocnego głosowania (czasem prawie do świtu, choć formalnie do 21.00 poprzedniego dnia). Wyglądało to tak, jakby ktoś nacisnął guzik i włączyła się jakaś taśma. Widoczna była daleko posunięta uniformizacja, a wręcz mechanizacja wyborczych czynności.
Jak już wyborcy oddali swoje głosy na tych, na których powinni (dywersyfikacja partii, na które można było oddać głosy nie wypadając z systemu stwarzała wrażenie naturalnej różnorodności i swobodnego wyboru), maski opadły. Już nie trzeba się kryć z negowaniem, a wręcz wykpiwaniem tego, co jeszcze niedawno było fundamentem, ostoją i bastionem wartości. Po wyborach liczy się już tylko naga władza. Nie po to zdobyta, by trzeba się było liczyć z tymi, którzy jej udzielili swoimi głosami. Bez przesady. Historyczna rola została odegrana i można się rozejść. Kto wie, czy to w Polsce nie stworzono po raz pierwszy w nowoczesnej Europie matriksu nastawionego wyłącznie na wybory.
Najgorszym skutkiem zastosowania inżynierii i stworzenia matriksu jest zapowiedź odstąpienia od różnych projektów cywilizacyjnych, z Centralnym Portem Komunikacyjnym na czele. Udało się wmówić ludziom, że Polska tego nie potrzebuje, że to ponad nasze możliwości, że gigantomania etc. Udało się wmówić ludziom, że właściwa dla Polski jest mikromania. Nie kreatywność, a odtwórczość. Nie wielkie wyzwania, a współczesna wersja małej stabilizacji z czasów Gomułki. Nie fantazja i odwaga, a mały realizm. Nie relatywna wielkość, a dostosowanie się do niemieckiego sąsiada, bo tylko on może do wielkości aspirować.
To wszystko się oczywiście zemści, gdyż narody i państwa, które nie chcą wielkości, a wręcz się nią brzydzą i wstydzą, są skazane na małość. Jeśli się zrezygnuje z wielu przedsięwzięć uznanych za gigantomanię, skutki tego będą widoczne nawet za 100 lat, a zapóźnienia właściwie nie do odrobienia. Posłużmy się tylko jednym przykładem – Centralnego Portu Komunikacyjnego. Znakomicie opisał to na portalu X (dawniej Twitter) użytkownik występujący jako Sawa @Msdsdsadsd. Streśćmy jego argumenty.
CPK to od roku 2035 przepustowość 50 mln pasażerów, a od 2045 do 2065 r. – 65 mln rocznie (maksymalnie 100 mln pasażerów rocznie). Gdy chodzi o cargo to 1 mln ton od 2030 r. (w 2022 r. polskie lotniska obsłużyły 0,2 mln ton cargo). To 1921 km nowych linii kolejowych, 2430 km linii zmodernizowanych. CPK to wzrost wartości dodanej brutto w gospodarce (suma dodatkowych zysków przedsiębiorstw, wynagrodzeń pracowników oraz amortyzacji środków trwałych) o 780 mld zł tylko w latach 2028-2040. To 240 tys. miejsc pracy tylko do 2028 r.
Lepsze skomunikowanie dzięki CPK to pozytywny wpływ na wzrost produktywności. To wzrost atrakcyjności Polski dla kapitału zagranicznego. CPK to poprawa jakości życia większości Polaków poprzez lepszy dostęp do usług, opieki medycznej, edukacji. W bezpośrednim zasięgu nowej sieci kolejowej znajdzie się 24 mln Polaków. CPK pobudzi rozwój turystyki (57 proc. turystyki międzynarodowej odbywa się za pośrednictwem transportu lotniczego). CPK to zwiększenie bezpieczeństwa Polski. Dzięki znacznemu zwiększeniu możliwości transportu cargo Polska na wypadek wojny będzie mogła przyjąć znacznie więcej sprzętu wojskowego.
Całkowite koszty CPK to około 140 mld zł (36 mld zł na lotniska i 96 mld zł na infrastrukturę kolejową). Uwzględniając wzrost wartości dodanej brutto, co wygeneruje CPK w 13 pierwszych latach funkcjonowania, przez dziesięciolecia istnienia zwróci się wielokrotnie. Dzieci i wnuki nie będą zadłużone, tylko staną się beneficjentami tej infrastruktury. Gdyby jej nie wybudowano, dzieci i wnuki pozbawione zostałyby wielu szans życiowych i cywilizacyjnych. CPK jako całość to najmniej kontrowersyjny projekt w historii III RP. I co z tego, jeśli ci, którzy obecnie rwą się do władzy to wszystko zatrzymają i zniszczą. A to bardzo ważny, ale tylko jeden projekt „do zniszczenia”.
Ci, którzy po 15 października 2023 r. szykują się do władzy są w stanie zatrzymać i zepsuć wszystko, co w Polsce powstało, co miało powstać, co osiągnięto. Choćby dlatego, że rozwój i cywilizacyjny skok są największymi przeszkodami w tworzeniu kolejnych matriksów. Wybór przyszłości okazuje się zatem powrotem do przeszłości i to głębokiej oraz marnej. Wybrało „przyszłość” ponad 11,5 mln osób i nie byłoby ich wcale żal. Problemem jest to, że negatywne skutki odczuje prawie 38 mln Polaków.
Stanisław Janecki