Zbliżamy się do przesilenia. Albo obronimy szansę wybicia się Polski ku wielkości, albo nas złamią na kilka dekad i poważnie zredukują

Komisja Europejska przysyła czeską inspektorkę, która jest tak bezczelna i tak uprzedzona, że nie ma czasu spotkać się ze wszystkimi stronami sporu. Rada Europy (z Rosją w składzie) podejmuje nieprawdziwą rezolucję o stanie demokracji w naszym kraju. Opozycja krajowa spać nie może z podniecenia, że może wreszcie dołożą Polsce ekonomicznie. Rosja z Izraelem próbują wulgarnie fałszować historię. I nawet przekop Mierzei Wiślanej przeszkadza w Brukseli. Tak – wyraźnie zbliżamy się do jakiegoś przesilenia. Oczywiście, nie pierwszego, nie ostatniego, ale na polskiej drodze ku podmiotowości wyjątkowo ważnego.

Trzeba to widzieć w szerszym kontekście. Z polskiej (propolskiej) perspektywy ostatnie pięć lat to wieczna szarpanina, by zyskać chwile oddechu i móc wykonać jakiś krok do przodu. Jakakolwiek próba reform, podniesienia spraw polskich na wyższy poziom, spotyka się z potężnym oporem. Jakbyśmy szli w glinie, w bagnie. Frustrujące to, bo wiemy, gdzie moglibyśmy dojść, gdyby nam uwolniono nogi i ręce, gdyby zastępy całe nie próbowały ściągnąć nas w dół.

Ale gdy wyjedziemy z Polski, gdy spojrzymy na samych siebie z oddali, dostrzeżemy nieco inny obraz. To Polska, która jednak idzie do przodu, która wyrywa się konsekwentnie z postkomunistycznego bagna, która odrzuca przypisany jej los peryferyjnego kraju niemieckiego imperium i która wybija się na podmiotowość.

Zaczęła od zatrzymania złodziejstwa na granicach (m.in. paliwa) i w systemie finansowym (mafie vatowskie). Odzyskane pieniądze przeznaczyła na podniesienie społeczne rodzin, ale roztropnie, bez przesady – nie poszła w szalone rozdawnictwo. Odzyskała kontrolę nad systemem bankowym (repolonizacja). Odzyskała minimum suwerenności informacyjnej (dzięki TVP za prezesury Jacka Kurskiego). Zaczęła sensownie używać ocalałych przed złodziejską prywatyzacją zasobów publicznych. Odbudowała potęgę gospodarczych kół zamachowych jak Orlen, LOT, Grupa PZU. Rozpychają się Polacy – „Polish House” na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos, śmiałe kroki w Niemczech (zakup linii CONDOR przez Polską Grupę Lotniczą), w  Brukseli. Wzrost gospodarczy się trzyma, eksport rośnie, struktura gospodarki się zmienia, realny (nie medialny) prestiż państwa rośnie.

Nawet niemożność żeglugi po Zalewie Wiślanym Rzeczypospolita Polska postanowiła bezczelnie przełamać i zaczęła przekopywać Mierzeję Wiślaną.

No i wojsko – śmichy, chichy, ale w Niemczech już podnoszą się komentarze, że za chwilę Wojsko Polskie będzie silniejsze od Bundeswehry. Mamy jednak znaczącą i coraz większą obecność amerykańską. Na wojnę z nikim nie idziemy, oby nigdy jej nie było, ale to ma znaczenie.

Żeby było jasne: tu trzeba mieć chłodną głowę. To nie żadne sny o potędze, ale racjonalne użycie zasobów, sprawne wykorzystanie szans, konsekwentna praca. Coś odwrotnego od przypisywanej temu obozowi tromtadracji. Potęgi niemieckiej i innowacyjności tamtej gospodarki prędko nie dogonimy, francuskiej też, handel krajowy nadal tracimy, wciąż za dużo Polaków żyje za skromnie, duża część elit w ogóle odrzuca perspektywę narodową, państwową. Osłabia nas też sącząca się z każdej strony propaganda arcygłupich haseł lewicowych, odciągająca ludzi od kwestii istotnych i prawdziwych. Wielu z obozu patriotycznego nie wytrzymało presji, chodzą teraz takie duchowe zombie, podlizują się niemieckim mediom dla Polaków, i kąsają. To są smutne sprawy.

A jednak – mimo tych słabości, jednak wykonaliśmy ogromny postęp, a ekipa reformatorska Jarosława Kaczyńskiego przedłużyła swój mandat na kolejne cztery lata i  może nadal spełniać polityczny testament śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Co zaskakujące, większość Polaków okazała się też odporna na presję zagraniczną, połajanki prasy nowojorskiej i berlińskiej, a także straszenie rzekomym „Polexitem”. A jednocześnie nie ma tlenu dla jakiegoś szaleństwa nacjonalistycznego. To też znak wzmacniającej się podmiotowości, rosnącej dojrzałości.

Ta rosnąca polska moc, którą zresztą najlepiej widać ze stolic innych państw naszego regionu, pozostających mentalnie w poprzednich dekadach, w naturalny sposób wywołuje kontrakcję.

Zbliżamy się do przesilenia. Albo obronimy szansę wybicia się Polski ku wielkości, albo nas złamią na kilka dekad i poważnie zredukują.

Wyzwanie wielkie, presja ogromna, ale w porównaniu z warunkami w jakich musiały walczyć poprzednie pokolenia, absolutnie do podjęcia.

autor: Michał Karnowski

https://wpolityce.pl/polityka/484501-zblizamy-sie-do-przesilenia-albo-wielkosc-albo-redukcja